„Prawda” Terry Pratchett – recenzja książki

Prawda - Terry Pratchett

Prawda – Terry Pratchett

Miałam kilkuletnią przerwę od Pratchetta, bo doszłam już do stanu, gdy jego lektura smakowała mi, jak pizza, tylko w pierwszej połowie, potem czułam przesyt i ledwo kończyłam. A może akurat sięgałam po gorsze pozycje. Tym razem trafiłam lepiej, bo i w drugą połowę zanurzyłam się z apetytem.

Po Ankh-Morpork krąży plotka, że krasnoludy potrafią zamieniać ołów w złoto, co poniekąd okazuje się prawdą, ponieważ wraz z nimi w mieście pojawia się prasa drukarska. Trafia do nich przez przypadek William de Worde i zostaje… wydawcą pierwszej w mieście gazety.

W pracy pomaga mu ikonografik Otto – wampir na odwyku, piękna Sacharissa, troll-ochroniarz i wykolejeńcy spod mostu w roli dystrybutorów. Konkurencja pojawia się niemal natychmiast, stawiając na tanią sensację, podczas gdy Williamowi zależy na dobrej jakości nowinach i docieraniu do Prawdy. Okazji trochę będzie, zwłaszcza że Patrycjusz zostaje podejrzany o usiłowanie zabójstwa, a po mieście krąży nietypowy i niebezpieczny duet – Pan Szpila z Panem Tulipanem. Straż też się pojawia, skuteczna, oglądana z boku, ale i trochę w obliczu wypadków bezradna.

Tym razem Pratchett skupia się na prasie i ogólniej mediach jako kreatorach rzeczywistości (bo wszak słowo zapisane wszyscy przyjmują za prawdę), ich relacjach z władzą szeroko rozumianą, bogaczami, gildiami (czytaj: grupami nacisku) i zwykłymi czytelnikami, których bardziej interesują znane im starzyny niż nowiny, a zamiast sprawami ważnymi dla „dobra ogółu” wolą zajmować się historiami wyssanymi z palca. Jest zabawnie, czasem refleksyjnie, są starzy znajomi i nowe, jakże barwne postacie. Miło było się z nimi znów spotkać.

„Prawda” (The Truth) Terry Pratchett
tłum. Piotr W. Cholewa

Ocena Joan: 8/10

Ocena Joan: 8/10

 

Opublikowano Przeczytane 2013 | Otagowano , , , , , | Skomentuj

Zabójca mimo woli (Убийца поневоле) – Aleksandra Marinina

Zabójca mimo woli - Aleksandra Marinina

Zabójca mimo woli – Aleksandra Marinina

To kolejna z czytanych przeze mnie książek o Anastazji Kamieńskiej – majorze moskiewskiej milicji z połowy lat 1990. Ciągle nie udaje mi się poznawać ich w kolejności rozwoju bohaterki – niby stanowią odrębne całości, jednak w każdej są pewne nawiązania do poprzednich, autorce zdarza się zdradzić na przykład zakończenie lub istotne dla zagadki informacje.
No i sama Anastazja – zwana też Nastią, Nastką, Asią, Aśką czy Sasieńką – zmienia się z nieśmiałej analityczki kryminalnej w coraz bardziej świadomą swych możliwości i uroku dziewczynę. Na szczęście nie traci swego ironicznego poczucia humoru.

„Zabójca mimo woli” jest czwartym tomem z cyklu. Parę ich wydała „Polityka” z wydawnictwem W.A.B. w taniej serii kieszonkowych kryminałów pojawiających się latem i zimą. Tym razem Anastazja Pawłowna otrzymuje zlecenie przygotowania raportu na temat nierozwiązanych przez lata zbrodni. Jednocześnie jej przyrodni brat, z którym wcześniej prawie nie miała kontaktu, prosi ją o pomoc w nietypowej sprawie, dotyczącej dziewczyny, z którą zaczął się spotykać na boku.

Jak to u Marininy bywa, poznajemy całą gamę postaci, wyraźnie narysowanych, z ich życiorysami i motywami działania, składamy pomału układankę, a dzięki temu poznawaniu historii każdej z osób osobno wiemy więcej od głównej bohaterki – to nie ona zna wszystkie wątki i łaskawie zdradza je czytelnikowi, to my zgadujemy, kto jest kim, i patrzmy, jak ona na to wpadnie, uciekając się nawet do pomocy pewnego mafioza. Śledzimy śledzących, poznajemy mroczną tajemnicę sprzed lat, która zaważyła na życiu pewnej rodziny i dowiadujemy się, kto jest tytułowym zabójcą mimo woli.

Spotkałam się z porównaniem Marininy do Mankella – całkiem trafne, przynajmniej gdy weźmie się pod uwagę kontekst społeczny opisywanych spraw kryminalnych – wchodzącej w świat kapitalizmu Rosji, rosnącej przestępczości, korupcji, mafii, niedofinansowania organów ścigania. Łatwiej jednak przychodzi mi identyfikowanie się z Anastazją Kamieńską niż steranym życiem Kurtem Wallanderem. Zbrodnie też są mniej bestialskie niż te skandynawskie, co nadaje tym kryminałom więcej lekkości.

W książkach Marininy mam problem jedynie z jednoznacznym rozpoznawaniem postaci – a to z racji… wielości rosyjskich zdrobnień imion, zupełnie niepodobnych do naszych. Trochę się już przyzwyczaiłam, ale nadal nie jest dla mnie oczywiste, że taki na przykład Losza i Aleksiej to jedna i ta sama osoba ;). Ale tu i tak jest lepiej, niż było w bodajże „Ukradzionym śnie”, gdzie postaci ze swymi życiorysami i różnorodnymi kilkoma imionami naliczyłam ponad 20 – sporo jak na niewielki kryminał.

Ocena Joan: 7/10

Ocena Joan: 7/10

Opublikowano Przeczytane 2013 | Otagowano , , , , , | Skomentuj

„Lalki w ogniu” Paulina Wilk – recenzja książki

Lalki w ogniu - Paulina Wilk

Lalki w ogniu – Paulina Wilk

„Lalki w ogniu” zamiast „Opowieści z Indii” mogłyby mieć dopisek „Obrazy z Indii”. Nie pamiętam, czy czytałam kiedykolwiek tak bardzo plastyczną w opisie książkę – gdzie każde zdanie zamienia się w obraz, który niczym barwny film dokumentalny 5D przewija się przed oczami czytelnika.

Autorka na przestrzeni wielu lat (przynajmniej 2003-2010, sądząc po opisach zdjęć) poznaje Indie i przekazuje nam to, co widzi, a przy tym jej samej, narratora, w tej opowieści nie ma – nie cytuje swoich rozmów, nie zapisuje prywatnych wrażeń, stara się stworzyć jak najbardziej obiektywny, czysty obraz. Jednocześnie już we wstępnej pięknej przypowieści o pięciu ślepcach poznających słonia daje nam do zrozumienia, że obraz ten nie ma szans ani pretensji być kompletny.

Lalki w ogniu - wydanie ilustrowane

Lalki w ogniu – wydanie ilustrowane

Indie, jakie nam pokazuje, są kolorowe, ale i niemal odpychające. Daleko im do lukrowanego świata marzeń, jaki znamy z bollywoodzkich filmów. Paulina Wilk opowiada o rzeczach zwyczajowo pomijanych – jak choćby rozwiązywaniu spraw higieny w warunkach wielkiego zatłoczenia i często braku dachu nad głową, traktowaniu kobiet i dziewczynek, morderstwach na nich popełnianych czy beznadziejnej sytuacji wdów. Pomija z kolei coś, co jest we wszystkich innych relacjach – na przykład prawie nie ma u niej krów i tanecznej muzyki!

Każdy rozdział skupia się na jednym z tematów, a autorka porusza między innymi kwestie jedzenia i tabu z nim związanych, różnorodności ubiorów, podziału ról w domach, transportu ludzi i towarów, handlu, tragicznego stanu sanitarnego, wszechobecnej biedy, zakazanej miłości, ustawianych małżeństw, podziałów kastowych, astrologii, religii itd., itp. Tylko czy naprawdę Indie są tylko biedne, brudne, hałaśliwe i gęsto zaludnione, a jedyna klasa średnia zbliżona poziomem życia do Europejczyków i mająca swój udział w prężnym rozwoju kraju żyje w nielicznych zamkniętych enklawach? Czy nie ma w nich nic zachęcającego do wizyty? Aż trudno uwierzyć – przyjęłam więc to za opis dotykanego po omacku „kawałka słonia”.

Książkę bardzo starannie wydano (wyd. Carta Blanca, seria Bieguny), ilustrując zdjęciami autorki. Naprawdę miło trafić na pozycję, w której nie tylko zdania są poprawnie budowane, ale i każdy przecinek na swoim miejscu (dwuosobowa korekta spisała się wzorcowo). Pod koniec 2012 roku ukazało się drugie wydanie „Lalek w ogniu”, tym razem dodatkowo ilustrowane zdjęciami Barta Pogody, zdążyłam jednak kupić pierwszą wersję. Zdjęcia obejrzę w księgarni, bo rzeczywiście mogło ich być więcej. I może się skuszę na porównawcze odsłuchanie audiobooka – jestem ciekawa, czy nagranie wykonane przez profesjonalnego lektora wciągnie bardziej niż fragmenty czytane przez autorkę w radiowej Trójce.

PS po przesłuchaniu audiobooka mogę zapewnić, że słucha się tej książki równie dobrze, jak ją czyta. I profesjonalna lektorka zrobiła to lepiej niż autorka w radiu. Aż kusi, by przymknąć oczy i oglądać te sceny oczami wyobraźni. Trzeba tylko pilnować, by za szybko nie odpłynąć ;)

„Lalki w ogniu” Paulina Wilk

Ocena Joan: 8/10

Ocena Joan: 8/10

Opublikowano Przeczytane 2013 | Otagowano , , , , , , | Skomentuj

Tango nuevo – recenzja spektaklu

Spektakl "Tango nuevo" - reż. Giovanny Castellanos

Spektakl „Tango nuevo” – reż. Giovanny Castellanos

Spektakl „Tango nuevo” w reż. Giovanny’ego Castellanos z muzyką Astora Piazzoli miał swoją premierę w listopadzie 2011 roku. Zrealizowany został w ramach współpracy gdyńskiego Teatru Muzycznego z olsztyńskim Teatrem im. Stanisława Jaracza. Przez parę styczniowych dni grany jest ponownie w Muzycznym, w lutym br. będzie go można zobaczyć jeszcze w Centrum św. Jana w Gdańsku.

W minimalnej, futurystycznej scenografii przenosimy się na blisko półtorej godziny w inny świat, nie wytrącają nas z niego oklaski, obecność publiczności. Na tle tangowej muzyki Piazzoli trzy postacie (Magdalena Smuk, nieco chłopięca Renia Gosławska i gościnnie grająca olsztynianka Agnieszka Pawlak) śpiewają przejmujące piosenki z tekstami inspirowanymi utworami Herrera i Trejo. W ich wykonaniu znajdziemy bunt, siłę, zadziorność, rozpacz, tęsknotę, czułość, zjadliwość – cały wachlarz emocji.

Śpiew uzupełniają elementy taneczne (choreografię i teksty przygotowała Anna Iberszer). Odbierałam je jednak bardziej jako poprawnie wykonane, powtarzalne gesty i figury tangowe, wypełniające przerwy i tworzące pełną emocji atmosferę, niż pokaz taneczny sensu stricte – ale przecież to nie miały być występy profesjonalnych milongueros. No i pamiętajmy, że tańczą trzy panie, bez partnerów, a to, że można o tym zapomnieć, jest głównie zasługą Reni Gosławskiej.

Magdalena Smuk w "Tango nuevo" (w tle Renia Gosławska) - fot. www.muzyczny.org

Magdalena Smuk w „Tango nuevo” (w tle Renia Gosławska) – fot. www.muzyczny.org

Muzyka w wykonaniu Machiny del Tango, niestety bez samych muzyków, ale jako nagranie wraz z towarzyszącymi mu efektami dźwiękowymi, dobrze się w ten klimat wkomponowuje. Jedynie w „Libertangu” słychać ich więcej, bo nie ma śpiewu, za to jest choreografia nawiązująca do słynnej sceny z „The Tango Lesson”, która towarzyszyła temu utworowi w filmie.

Panie śpiewają pięknie, ich głosy dobrze ze sobą współgrają. Gdyńskie aktorki za swój występ zostały docenione w 2012 roku Nagrodami Prezydenta Miasta Gdyni – w pełni zasłużenie. Hitem pozostaje, wykonywana zresztą trzykrotnie, w dwóch wersjach językowych, „Maria de Buenos Aires” z tango operity Piazzoli o tym samym tytule. Nucę ją do tej pory.

Tango nuevo – reż. Giovanny Castellanos

Ocena Joan: 8/10

Ocena Joan: 8/10

Opublikowano Obejrzane 2013 | Otagowano , , , , | Skomentuj

Hobbit: Niezwykła podróż – recenzja filmu

Hobbit: Niezwykła podróż - reż. Peter Jackson

Hobbit: Niezwykła podróż – reż. Peter Jackson

Déjà vu. Nie mogłam się oprzeć temu uczuciu. Oraz zdziwienie, że jednotomowa książka rozciągnięta została na trzy filmowe części, podzielone niemal identycznie jak trylogia „Władcy pierścieni” – wyprawa, przebudzenie zła w postaci smoka, powrót do domu.

Postacie niby inne – tym razem głównym bohaterem jest Bilbo Baggins (Martin Freeman), wuj Froda, który idzie z grupą krasnoludów, ale też pod przewodnictwem Gandalfa. I też typy wśród nich podobne – jest i przystojny król krasnoludów Thorin i równie przystojny Kili (Aidan Turner spokojnie może konkurować z Orlando Bloomem, tym bardziej że obaj specjalizują się w strzelaniu z łuku), spotykamy znane nam wcześniej stwory i osoby, odwiedzamy ponownie piękne Rivendell, miłośnicy Golluma (Andy Serkis) też będą mogli się nim nacieszyć.

Hobbit - amerykański plakat ze wszystkimi krasnoludami

Hobbit – amerykański plakat ze wszystkimi krasnoludami

Miło było się znów w tym świecie zanurzyć. Film kręcony był od razu w wersji 3D, podobno w pełni możliwej do docenienia w nielicznych kinach z 48-klatkowymi projektorami. Widziałam w „zwykłym” 3D, do tego z lekko pomazanymi okularami, co zapewne nie pozwoliło mi w pełni jakości obrazu docenić i trochę irytowało. Jest też 2D oraz wersja z dubbingiem, ale mimo całej sympatii do polskich aktorów – wolę oryginalne głosy. W sumie wariantów jest pięć.

Cóż tu więcej powiedzieć – miłośnicy Tolkiena będą zachwyceni. Film piękny wizualnie, rewelacyjny Freeman w roli Bilba, ale pewne sceny (np. początkowa „impreza” u hobbita) trochę przydługie. Może gdyby powstał przed trylogią, odbiór byłby inny, a tak staje się tylko „kolejnym z serii”. Co nie zmienia faktu, że pozostałe dwie części zapewne obejrzę, na pewno w kinie, a jak się uda – w tej 48-klatkowej wersji. Może chociaż mniej porysowane okulary tam mają.

Hobbit: Niezwykła podróż (Hobbit: An Unexpected Journey) – reż. Peter Jackson

Ocena Joan: 8/10

Ocena Joan: 8/10

 

Opublikowano Obejrzane 2013 | Otagowano , , , , | Skomentuj