Nie chciałam czytać tej książki. Dość miałam jazgotu, jaki rozlegał się w mediach po tragicznie zakończonej wyprawie na Broad Peak. Wzajemnych oskarżeń, szukania winnych, gloryfikowania jednych i potępiania innych. Nie miałam ochoty babrać się w tym bagienku.
Przez przypadek trafiłam na audycję w Klubie Trójki, w której Michał Nogaś rozmawiał z Jackiem Hugo-Baderem. I zaraz chciałam wyłączyć, bo i ten Jacek irytujący mi się wydał, o mało radiowym głosie, rozedrgany, bardzo emocjonalnie reagujący, klnący, jak w Trójce jeszcze nie słyszałam. A potem mnie ta rozmowa wciągnęła i poruszyła jak rzadko. Przekonała też, że jak by on tej książki nie napisał, to mogę mieć pewność, że zrobił to najrzetelniej, jak potrafił, jak to widział, po swojemu, bez pisania komukolwiek laurek, zadając niewygodne pytania, ale i dając swoim bohaterom prawo do popełniania błędów, tak jak daje je i sobie.
Następnie było spotkanie autorskie. Przyszedł wysoki, żylasty, siwo-łysy, niedogolony
pięćdziesięcioparolatek z dziwnym okiem, gaduła straszny, niby spokojny, a gestykuluje tak, że nie może pić mineralnej ze szklanki, bo by rozlał wszystko – z gwinta musi, jak twierdzi. Ale mówi ciekawie, że nawet pani prowadząca nie musi nic robić, a spotkanie szybko przemienia się w rozmowę z publiką.
Rozwija opowieści długie, z dygresjami, a mimo to uwagę przykuwa, hipnotyzuje wręcz, bo zgromadzeni siedzą i słuchają w skupieniu przez niemal dwie godziny. Ma rację – doskonale mogę go sobie wyobrazić jako opowiadacza anegdot i specjalisty od wypowiadania się na każdy niemal temat. Wyobrazić też sobie mogę, jaką irytację może to wywoływać u innych uczestników towarzyskich spotkań. Z drugiej strony widać w nim również rozmówcę, który potrafi wysłuchać, pomilczeć, zadać odpowiednie pytanie, jak i samemu się otworzyć, by do otwartości skłonić. Jacek Hugo-Bader mówi o powstawaniu książki i filmu, odpowiada też na stawiane mu zarzuty mijania się z prawdą, fabularyzowania zamiast przedstawiania czystych faktów, obrażania bohaterów swojego reportażu i nieszanowania ich uczuć.
Dlaczego piszę o tych spotkaniach? Bo gdy kupię już tę książkę, pięknie przez niego opieczętowaną, podpisaną i wręczoną z uściskiem dłoni w pełnej szacunku postawie stojącej, gdy ją zacznę czytać, to JHB będzie mi z niej wyłazić nieustannie. Taki z błędami, niedoskonały, z niewyparzoną gębą, choć świadomy własnej porywczości, słów pochopnie mówionych, egocentryzmu, z pokorą do swych i cudzych niedoskonałości podchodzący. Ale ja go wraz z tą książką kupiłam. I nie żałuję.
Dla porządku i wprowadzenia osób „nie w temacie” – w marcu 2013 r. zimowa wyprawa na niezdobyty do tej pory Broad Peak zakończyła się wejściem na szczyt czterech himalaistów: Adama Bieleckiego, Artura Małka, Macieja Berbeki i Tomka Kowalskiego. Dwóch ostatnich nie wróciło, zginęli podczas zejścia. JHB latem 2013 r. wziął udział w zorganizowanej i prowadzonej przez Jacka Berbekę, brata Macieja, wyprawie na Broad Peak mającej na celu odnalezienie i pogrzebanie ciał tragicznie zmarłych. Brali w niej też udział rodzice i dziewczyna Tomka oraz dwójka himalaistów.
Relacje z wyprawy „pogrzebowej” mieszają się z rozmowami przeprowadzonymi przed wyjazdem, ze scenami filmu, który JHB w tym czasie kręcił, z odtwarzaniem przebiegu wydarzeń z wyprawy zimowej i przywoływaniem innych wysokogórskich wypraw i ich bohaterów. Dosłowne przytoczenie internetowych komentarzy oddaje atmosferę tamtych dni. Podobnie jak zapis nagrań rozmów prowadzonych między Wielickim w bazie a himalaistami w czasie tragicznie zakończonego ataku szczytowego. Autor szuka motywacji każdego z uczestników wyprawy, chce ich wszystkich jak najlepiej poznać. Próbuje zrozumieć, co pcha ludzi do zdobywania szczytów, przekraczania strefy śmierci, czemu ulegają temu „amokowi”, jak to palnął w pewnym wywiadzie, urażając między innymi tym Jacka Berbekę.
To książka o zachowaniach w sytuacji zagrożenia życia, na krawędzi ludzkiej wytrzymałości, o przyjaźni, skłóceniu polskiego środowiska wspinaczy, zwykłej przyzwoitości i o tym, czy i kto ma prawo oceniania i rzucania kamieniem. Z gorzką konstatacją, która się nasuwa, że nie każdy jest taki szlachetny, jak by chciał być postrzegany, a winnych – jeśli ma być to obiektywna ocena – powinniśmy szukać nie tylko wśród tych, co przeżyli. Nic dziwnego, że nie wszystkim jego książka się spodobała.
Nie mogę się też oprzeć wrażeniu, że autor wpada w podobny amok przy tworzeniu książki i filmu jak himalaiści przy wspinaniu. Zrobi wszystko, by się dostać do ekipy; planuje, która scena będzie kluczowa, z kamyków układa tytuły na tle gór; pilnuje, żeby jak najwięcej nagrać, nawet wbrew swym rozmówcom, by mieć z czego wybierać; albo rozpacza, że jest w „czarnej dupie”, gdy uczestnicy wyprawy nie chcą z nim rozmawiać. Jego chęć zdobycia dobrego materiału – z towarzyszącym jej ciągłym niepokojem, czy się uda – staje się niemal ważniejsza niż uczucia innych. Mimo pełnego tych uczuć zrozumienia. Po prostu musi to zrobić. Choć mógłby sobie darować zapisywanie niektórych słów, jakie mu w określeniu danej osoby do głowy przyszły.
Warto po „Długi film o miłości” sięgnąć, tym bardziej że kręcony wówczas film na razie nie powstanie. Zamiast suchej relacji możecie oczekiwać wielowymiarowej, pasjonującej i pełnej emocji historii, w której nikt nie jest jednoznacznie dobry, zły, winny czy szlachetny. Po której kłębić się Wam będzie tyle myśli, że aż trudno je będzie ogarnąć. Również o tym, czego wymaga się od reportera, na ile literatura faktu powinna zawierać wyłącznie sprawdzone w każdym szczególe fakty, a na ile może być literaturą i pozwalać autorowi na dopowiadanie czyichś słów i myśli albo przedstawianie „swojej prawdy” w wersji zapamiętanej lub zasłyszanej i przyswojonej. Kolejne przeprosiny i sprostowania, które składa autor lub ktoś w jego imieniu, świadczą o tym, że czasem mógłby się jednak ugryźć w język lub coś sprawdzić. Historia bez ubarwień nie straciłaby tak wiele na atrakcyjności, a na pewno mniej byłoby zastrzeżeń do rzetelności autora.
JHB jako motto książki wybrał powiedzenie Indian Koyukon „O tym nie mów. Twoje usta są za małe”. Bardzo adekwatne. On też uważa je za świetne.
„Długi film o miłości: Powrót na Broad Peak” Jacek Hugo-Bader, wyd. Znak, Kraków 2014