Miałam kilkuletnią przerwę od Pratchetta, bo doszłam już do stanu, gdy jego lektura smakowała mi, jak pizza, tylko w pierwszej połowie, potem czułam przesyt i ledwo kończyłam. A może akurat sięgałam po gorsze pozycje. Tym razem trafiłam lepiej, bo i w drugą połowę zanurzyłam się z apetytem.
Po Ankh-Morpork krąży plotka, że krasnoludy potrafią zamieniać ołów w złoto, co poniekąd okazuje się prawdą, ponieważ wraz z nimi w mieście pojawia się prasa drukarska. Trafia do nich przez przypadek William de Worde i zostaje… wydawcą pierwszej w mieście gazety.
W pracy pomaga mu ikonografik Otto – wampir na odwyku, piękna Sacharissa, troll-ochroniarz i wykolejeńcy spod mostu w roli dystrybutorów. Konkurencja pojawia się niemal natychmiast, stawiając na tanią sensację, podczas gdy Williamowi zależy na dobrej jakości nowinach i docieraniu do Prawdy. Okazji trochę będzie, zwłaszcza że Patrycjusz zostaje podejrzany o usiłowanie zabójstwa, a po mieście krąży nietypowy i niebezpieczny duet – Pan Szpila z Panem Tulipanem. Straż też się pojawia, skuteczna, oglądana z boku, ale i trochę w obliczu wypadków bezradna.
Tym razem Pratchett skupia się na prasie i ogólniej mediach jako kreatorach rzeczywistości (bo wszak słowo zapisane wszyscy przyjmują za prawdę), ich relacjach z władzą szeroko rozumianą, bogaczami, gildiami (czytaj: grupami nacisku) i zwykłymi czytelnikami, których bardziej interesują znane im starzyny niż nowiny, a zamiast sprawami ważnymi dla „dobra ogółu” wolą zajmować się historiami wyssanymi z palca. Jest zabawnie, czasem refleksyjnie, są starzy znajomi i nowe, jakże barwne postacie. Miło było się z nimi znów spotkać.
„Prawda” (The Truth) Terry Pratchett
tłum. Piotr W. Cholewa