„Cudowne dzieci” Roy Jacobsen – recenzja książki

Cudowne dzieci - Roy Jacobsen

Cudowne dzieci – Roy Jacobsen

Gdy dostałam tę książkę z księgarni internetowej (9 zł zamiast 42 zł ceny okładkowej), w pierwszej chwili pomyślałam, że przyszedł jakiś wybrakowany egzemplarz, a potem… się zachwyciłam. To chyba najbardziej nietypowo wydana książka, jaką widziałam – z boku widać „bebechy”, czyli szycie i klejenie, bez eleganckiego, wygładzonego grzbietu, a tekst zaczyna się… na okładce, z marszu wprowadzając nas w środek wydarzeń, po czym idzie przez kolejne usztywnione, niebieskie kartki, by przejść na zwykłe, białe, acz z ładnego, grubszego papieru. To, co jest zwykle w tym miejscu, zostaje umieszczone na końcu.  Do tego ładny, czytelny skład i szycie niebieską (sic!) nitką. Solidnie wykonana, wygodnie się ją otwiera na każdej stronie, by czytać bez trzymania. Po prostu cudowna!

Ale nie oceniajmy książki po okładce ;) W środku znajdziemy opowieść norweskiego chłopca Finna, zaczynającą się w 1961 roku, roku lotu Gagarina w kosmos i budowy muru berlińskiego, a dziejącą się w Oslo (i okolicach), w czasach, gdy Norwegia nie była jeszcze krajem dobrobytu, a wyrozumiałość dla wszelkiej inności dopiero się kształtowała. W tym to pamiętnym roku w życiu Finna i jego mamy, zmuszonej do poszukiwania lokatora dla podciągnięcia domowego budżetu, niespodziewanie pojawia się przyrodnia siostra chłopca, 6-letnia Linda. Trochę dziwna, nie do końca „normalna”, niemniej Finn traktować ją będzie z wielką atencją, ucząc tego, co sam potrafi, ale i nie stosując wobec niej taryfy ulgowej.

Poznajemy ten świat z perspektywy dziecka, któremu nie wszystko się mówi, który czegoś się domyśla z zasłyszanych słów, obserwuje i nie zawsze rozumie dorosłych. A czasem zdaje się rozumieć i zachowywać zupełnie jak ktoś znacznie dojrzalszy. Finn opowiada o kolegach, relacji z mamą i Lindą, rodzinnych świętach, przy okazji których wychodzą domowe, zamiatane pod dywan, pretensje i żale; zimowej wyprawie na biegówkach z nowym lokatorem czy wspaniałych, beztroskich wakacjach pod namiotem. Opis tych ostatnich przypomniał mi klimat jednego z filmów dzieciństwa, kojarzącego się z wakacjami i czasem minionym – hiszpańskiego „Niebieskiego lata”.

Tu to wspomnienie najwspanialszego lata jest równie idylliczne, acz całościowo „Cudowne dzieci” nie są tak sielskie, pozostawiając po lekturze pewien smutek. Nie są też książką dla dzieci, choć nic się nie stanie, jeśli jakieś dziecko ją przeczyta – nie ma w niej scen drastycznych. O problemach mówi się nie wprost, pozostają w sferze domysłów, ale ich zarys widzimy i odczuwamy niczym „bebechy” szycia i klejenia książki z lat kryzysu, bez wygładzonego grzbietu.

Bardzo polecam.

Tak się prezentują „Cudowne dzieci”:

Cudowne dzieci (Vidunderbarn) – Roy Jacobsen, tłum. Anna Topczewska, Wyd. DodoEditor, 2012

PS gdy tak sobie czytałam „Cudowne dzieci”, oto co robiła kota.

Ocena Joan: 8/10

Ocena Joan: 8/10

Ten wpis został opublikowany w kategorii Przeczytane 2013 i oznaczony tagami , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *