W ramach ambitnego postanowienia po lekturze Autobiografii Agathy Christie planuję przypomnieć sobie lub przeczytać po raz pierwszy wszystkie jej powieści, w kolejności w jakiej powstawały. Zaczęłam więc od „Tajemniczej historii w Styles”, debiutu z 1920 roku, a jednocześnie pierwszej książki, w której pojawia się Herkules Poirot, mały Belg z charakterystycznym wąsikiem.
W Styles Court, należącym do Cavendishów, umiera starsza pani, Emilia Inglethorp, matka dwóch dziedziców – Johna i Lawrensa, powtórnie zamężna z młodszym o wiele lat Alfredem Inglethorpem. Rodzina, podejrzewając zabójstwo, prosi o pomoc Herkulesa Poirot.
Autorka bawi się w podrzucanie coraz to nowych tropów i podejrzeń na kolejne osoby,
od tych najbardziej oskarżanych, do tych pozornie niewinnych. Nie daje jednak możliwości samodzielnego dedukowania, najistotniejsze elementy układanki zna lub przeczuwa tylko Herkules Poirot. I to jak dla mnie najpoważniejsza wada tej powieści, skoro wiadomo, że nie ma szans na zabawę w detektywa, to pozostaje tylko śledzić rozstrzygnięcie.
A, już tu przydała się aptekarska wiedza Christie o truciznach, ich właściwościach i sposobie działania. Warsztat pisarki detektywistycznej będzie jednak dopiero rozwijać.