Przyznam, że z pewną nieufnością podchodziłam do tego filmu. Skusiły mnie ostatecznie nie wymyślna fabuła, ale świetna obsada i reżyseria. Pamiętając, jak Lasse Hallström zrobił „Co gryzie Gilberta Grape’a”, „Wbrew regułom” czy „Czekoladę”, miałam nadzieję na przynajmniej niebanalnie opowiedzianą historię, coś więcej niż zwykłą komedię romantyczną. I się nie zawiodłam.
Nieprzyzwoicie bogaty, wizjonerski szejk Jemenu, zapalony wędkarz, ma marzenie, by do swego pustynnego i gorącego kraju sprowadzić z Wielkiej Brytanii łososie, które tamże uwielbia łowić. Reprezentująca jego interesy Harriet (Emily Blunt) ma przy pomocy specjalisty od rybołówstwa dra Alfreda Jonesa (Ewan McGregor) ten pomysł zrealizować. Zadanie zdawałoby się niewykonalne, ale w obliczu napiętej sytuacji na Bliskim Wschodzie brytyjscy piarowcy, na czele z rzeczniczką premiera Patricią Maxwell (rewelacyjna Kristin Scott Thomas), zrobią wszystko, by mieć chociaż jednego dobrego newsa z tego rejonu. Projekt dostaje więc nie tylko zielone światło, ale i najwyższy priorytet.
Wątek romantyczny nie dominuje, choć oczywiście jest, a Ewan McGregor bardzo przekonująco przedstawia przemianę płynącego z prądem ciapowatego urzędniczyny w mężczyznę zaczynającego decydować o swoim życiu. Śmiejemy się jednak przede wszystkim z wyrachowanych działań piarowców, urzędników i polityków robiących wszystko, by wykorzystać media do swoich celów. Wszelkie nieprawdopodobne, żeby nie powiedzieć naiwne, wydarzenia przyjmujemy w ramach obowiązującej konwencji. Grunt, że dialogi są niezłe.
„Połów łososi/szczęścia..” ogląda się miło, to taka lekka, ciepła, optymistyczna, momentami bardzo zabawna komedia, doskonała na poprawę humoru. A Emily Blunt nieodparcie przypomina mi pewną polską aktorkę. Ciekawe, czy tylko mi..?