Nie licząc psa (To Say Nothing of the Dog) – Connie Willis

Nie licząc psa - Connie Willis

Nie licząc psa – Connie Willis

Jako nastolatka byłam wielką miłośniczką angielskich klimatów  – no wiecie, „Wszystkie zwierzęta duże i małe”, „Robin Hood” itp. Zaczęło się od pewnego brytyjskiego zespołu, którego wielbiłam w podstawówce, przez nich zaczęłam się uczyć angielskiego, zrobiłam sobie nawet na drutach piórnik w brytyjskie flagi. I nadal mi pewien sentyment pozostał, mimo że… do tej pory nie odwiedziłam Wysp Brytyjskich. A może właśnie dlatego. Pewnie łatwiej być anglofilem z oddali. Mam nadzieję, że Connie Willis, Amerykanka mieszkająca na stałe w Stanach, jednak Tamizę i Oksford widziała…

Wnętrze katedry w Coventry, rycina z XIX w. - fot. Wikipedia

Wnętrze katedry w Coventry, rycina z XIX w. – fot. Wikipedia

Rzecz dzieje się bowiem głównie w Anglii epoki wiktoriańskiej, do której trafia historyk Ned Henry z 2057 roku, przeniesiony tam na wypoczynek po licznych przeskokach w poszukiwaniu tajemniczej „strusiej nogi biskupa” niezbędnej do konsekracji katedry w Coventry, częściowo zburzonej w nalocie w listopadzie 1940 roku i odbudowanej z zachowaniem najdrobniejszych szczegółów (wszak „Bóg jest w szczegółach”) przez nieco szaloną lady Shrapnell. Dzięki podróżom w czasie można zerknąć na pierwowzór lub rozwikłać inne zagadki przeszłości, ale niczego nie wolno przenosić, aby nie spowodować niekongruencji i nie zmienić biegu historii. Zarówno Ned, jak i piękna Verity, której pomaga, zaburzają nieco kontinuum, a potem starają się wyrządzone szkody naprawić i przywrócić pierwotny bieg historii.

Katedra w Coventry dziś - fot. Wikipedia

Katedra w Coventry dziś – zachowano ruiny z lewej, dobudowując z prawej nową katedrę w latach 1950.
fot. Wikipedia

Willis wykorzystuje podróże w czasie jako pretekst do zderzenia przyszłości (powiedzmy szczerze, mało rozwiniętej jak na 2057 rok) z Anglią 1888 roku, z jej rozwydrzonymi pannami, idealnymi kamerdynerami, wycieczkami po Tamizie (a jakże, spotykają tamże bohaterów „Trzech panów w łódce, nie licząc psa”), krykietem, herbatkami, seansami spirytystycznymi i zakręconymi naukowcami. Wiele jest też odwołań do literatury przełomu wieków, w tym do kryminałów lat 1920-1930., które uwielbia Verity.

W ruinach katedry w Coventry – nie dziwię się już, że lady Shrapnell chciała przywrócić jej piękno w miejsce tego gmaszyska obok – fot. Wikipedia

Książka jest zabawna i wcale nie musimy się wciągać w rozważania przyczynowo-skutkowe oraz „jak wyglądałby świat, gdyby jakiś drobiazg zmienił się w historii”, aby cieszyć się lekturą. Lokowanie fantastyki w zbyt bliskiej przyszłości (książka powstała w 1997 r.)  niesie jednak niebezpieczeństwo, że „przewidzi się” wydarzenia, o których czytelnik wie, że nie nastąpiły, jak np. zaraza, która w 2004 roku jakoby zmiotła z powierzchni ziemi całą populację kotów.

Mimo że rozwiązania wątków w większości odgadłam, to lekturę tej kilkusetstronicowej powieści zaliczyłam do bardzo miłych i relaksujących. Przymierzam się też do „Trzech panów w łódce…”, choćby po to, by sprawdzić, czy mieli równie mądrego psa. Albo kota.

Ocena Joan: 7/10

Ocena Joan: 7/10

Ten wpis został opublikowany w kategorii Przeczytane 2012 i oznaczony tagami , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *