Zwycięzca tegorocznych Oscarów w czterech najważniejszych kategoriach – czy zasłużenie? Nie widziałam wszystkich pozostałych nominowanych, więc na razie nie ocenię czy to byłby mój faworyt. Ze względu na słabość do Colina Firtha – niewykluczone ;)
Oparta na faktach historia brytyjskiego nieoczekiwanego wstąpienia na tron króla Jerzego VI. Niespodziewanego o tyle, że w kolejce do korony był za swoim bratem Edwardem VIII, więc nawet się do królewskiej roli nie przygotowywał i nie ma ku temu predyspozycji. Edward jednak dość szybko rezygnuje z pełnienia tego zaszczytnego stanowiska na rzecz związku z kobietą, którą kocha, a której nie akceptuje ani parlament ani społeczeństwo (dwukrotna, amerykańska rozwódka).
Bertie (zdrobnienie od Alberta, imię Jerzy przyjął po koronacji) nie wierzy w siebie, jest zakompleksiony, a życie utrudnia mu znacznie, wyśmiewana powszechnie, przypadłość – jąkanie. Od dłuższego czasu bezskutecznie próbuje się z niej wyleczyć, aż w końcu za namową żony trafia na nieszablonowego ortofonistę Lionela (Geoffrey Rush). Ćwiczenia w końcu przynoszą widoczne rezultaty. Co staje się o tyle ważne, że musi wziąć na siebie ciężar odpowiedzialności i publicznych wystąpień. Coraz popularniejsze staje się radio, wybucha druga wojna światowa i naród oczekuje, by król skierował do nich dające otuchy słowa…
Na pewno przyzwoity kawałek kina, z paroma niezłymi scenami i świetnymi aktorami, choć czy wstrząsnął, poraził, wzruszył do łez i zapadł w pamięci na zawsze? hm, chyba jednak nie.
Z ciekawostek okołofilmowych Colin Firth spotkał na planie „The King’s Speech” swoją partnerkę z serialowej ekranizacji „Dumy i uprzedzenia” (oraz przez jakiś czas ze wspólnego życia) – Jennifer Ehle. Tu zagrała żonę Lionela.