Gaumardżos. Opowieści z Gruzji – Anna Dziewit-Meller, Marcin Meller

Gaumardżos

Gaumardżos

Gruzja zrobiła się ostatnio bardzo popularna. Przyczynił się do tego również Marcin Meller z małżonką, od lat wielbiciele Gruzinów, ich stylu życia, mentalności, jedzenia, krajobrazów. Tę miłość próbują przekazać w napisanej wspólnie książce „Gaumardżos. Opowieści z Gruzji”. A znajomości z TVN i bycie naczelnym „Playboya” tylko pomagają zainteresować media i wypromować nową modę.

Rozdziały autorstwa Marcina są bardziej chaotyczne, bardziej „mówione” niż „pisane” – podejrzewam, że ze swoimi wielokrotnie złożonymi zdaniami i wtrąceniami był zmorą korektora. Znając ten rejon jako były korespondent wojenny, w skrócie przybliża m.in. gruzińską historię i skomplikowane relacje między Gruzinami, Rosjanami i Osetyńczykami, przy okazji opisów nierozważnych wyczynów autora biegającego pod ostrzałem („ja nie dam rady?”), czy uciekającego na tonącej barce. Dużo miejsca poświęca też przedstawieniu bohaterów i okoliczności tragicznego porwania samolotu do Batumi – aby świat się o nich dowiedział… Bardzo poruszający tekst.

Bardziej przypadł mi jednak do gustu styl Ani. Zwracała uwagę na rzeczy, których panowie nie zauważają, napisała o życiu gruzińskich kobiet, porażającym pięknie gruzińskich śpiewów oraz o tym, co tak właściwie się je na tych biesiadach. Oboje wspominają je nieustannie i na niemal każdej stronie, ciesząc i chwaląc się licznymi znajomościami, a kolejne szybko nawiązując. Z potraw zdecydowanie najbardziej przekonał mnie opis pierożków chinkali – jedzą je zresztą na okładkowym zdjęciu – głównie dla nich chciałabym Gruzję odwiedzić, bo ślinka cieknie na myśl o ich smaku i delikatności. Przepis znaleziony, więc może wpierw sama wypróbuję, taniej wyjdzie ;)

Poza pierożkami i paroma innymi zachęcająco brzmiącymi daniami jakoś tego kraju „nie poczułam”. Mentalność udających supermacho facetów, którzy tak naprawdę są niezaradni i jakoby rządzeni przez znacznie silniejsze matki i żony, zajęte wiecznym przygotowywaniem dziesiątków potraw, a niemające formalnie nawet miejsca przy stole, do tego obowiązkowe i przymusowe picie hektolitrów wina – trudno mi wyobrazić sobie, że dobrze bym się tam czuła.. ale kto wie? Może warto się przekonać, czy tak właśnie tam jest…

PS dla miłośników Pakosi – jest niespodziewany wątek, bardzo romantyczny ;)

Ocena Joan: 7/10

Ocena Joan: 7/10

Ten wpis został opublikowany w kategorii Przeczytane 2012 i oznaczony tagami , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *