Nothing to Envy: Ordinary Lives in North Korea (Światu nie mamy czego zazdrościć: Zwyczajne losy mieszkańców Korei Północnej) – Barbara Demick

Nothing to Envy - Barbara Demick

Nothing to Envy – Barbara Demick

Książka Barbary Demick została wydana u nas jako „Światu nie mamy czego zazdrościć: Zwyczajne losy mieszkańców Korei Północnej”, ale że czytałam po angielsku, to i zaczynam od angielskiego tytułu („oridinary” zmienionego w kolejnym wydaniu na „real lives”). Co wiedziałam wcześniej o tym państwie, prócz tego, że panuje tam komunistyczny totalitaryzm? Niewiele, jak zapewne większość czytelników z zachodniego świata.

Do bliższego poznania Korei Płn. zachęciły mnie dwa artykuły Andrzeja Bobera w miesięczniku Poznaj Świat (10/2011 i 2/2012), a jeszcze bardziej poruszyła jego opowieść w czasie kameralnej prezentacji na Kolosach w marcu 2012. Relacja kogoś, kto tam był, widział (głównie „oficjalną wersję” Korei Płn.), robił zdjęcia, kto opowiadał wstrząsające i niewiarygodne rzeczy, przywiózł i dawał do obejrzenia północnokoreańskie produkty… Gdy więc wpadła mi w ręce „Nothing to Envy”, natychmiast awansowała wśród pozycji do przeczytania na pierwsze miejsce.

Światu nie mamy czego zazdrościć - okładka polskiego wydania

Światu nie mamy czego zazdrościć – okładka polskiego wydania

Barbara Demick, dziennikarka Los Angeles Times od lat pisząca korespondencje z Półwyspu Koreańskiego, postawiła sobie za cel zebrać opowieści mieszkańców Korei Północnej, którym udało się uciec z komunistycznego państwa Kim Ir-Sena i Kim Dzong-Ila. Aby mogła je jak najlepiej zweryfikować, postanowiła skupić się na jednym regionie, mieście, najlepiej jak najbardziej oddalonym od sprzedającego oficjalną wersję KRLD Pjonjangu. Wybór padł na Chongjing, trzecie co do wielkości miasto Korei Płn., leżące w północno-wschodniej części kraju. Materiał zbierała podczas rozmów z uciekinierami w ciągu siedmiu lat, od 2001 do 2008 r.

Poznajemy równolegle losy sześciu osób i historie ich rodzin, do paru pokoleń wprzód, gdyż pochodzenie w KRLD warunkuje możliwą do obrania drogę życia. Jest wśród nich para zakochanych młodych ludzi Mi-ran i Jun-Sang, pełna poświęcenia lekarka dr Kim; oddana zwolenniczka reżimu, wysoko stojąca w hierarchii społecznej pani Song i jej zbuntowana córka Oak-hee oraz bezdomny chłopiec Kim Hyuck. Niemal pełen przekrój społeczny z przewagą kobiet – bardziej przedsiębiorczych i wytrwałych. Autorka z reporterską dbałością (odpowiednie przypisy bibliograficzne na końcu książki) uzupełnia lub potwierdza relacje uciekinierów opisami mniej lub bardziej znanych faktów z najnowszej historii Korei. Jednocześnie przedstawienie historii w sposób sfabularyzowany sprawia, że czytamy to nie jak suchy reportaż, ale jak niewiarygodną powieść, wprowadzony w życie Rok 1984 w najgorszej możliwej postaci, pokazujący, co może zrobić ludziom wieloletnia, konsekwentna propaganda z całkowitym odcięciem od świata zewnętrznego, większości surowców i pożywienia.

Zastanawiam się, czy jest jedna scena, która wstrząsnęła mną najbardziej? Nie, jest ich zbyt wiele, poczynając od zdjęcia satelitarnego Korei Płn. – o gęstości zaludnienia większej niż w Polsce – pogrążonej od początku kryzysu energetycznego lat 1990. w niemal całkowitej ciemności. Wyobrażacie sobie życie przez lata praktycznie bez prądu i paliwa? Przywódców narodu, którzy stali się bogami, wypleniając wszelkie inne religie i wprowadzając obowiązek obecności w każdym domu własnych wizerunków, odpowiednio czczonych i polerowanych, bez konkurencji jakiegokolwiek innego obrazu czy fotografii? Dzieci uczące się matematyki na liczeniu zabijanych Amerykanów? Klęski głodu, w których giną miliony ludzi i pomoc humanitarną, która nie trafia do potrzebujących, a pomagający świat nadal jest przedstawiany jako wrogi? Operacje robione bez znieczulenia, o ile ktoś ma siłę donieść pacjenta do szpitala (karetki ani samochody nie jeżdżą, bo nie ma benzyny) i ma butelki, z których można zrobić kroplówkę? A to tylko pierwsze obrazy, jakie przypomniały mi się w tej chwili…

Spytacie, czemu się nie buntują, nie uciekają z tak okrutnego świata? Poza oczywistym zamknięciem granic jest i inny powód – rodziny „wrogów” są zabijane lub więzione, do trzech pokoleń, aby „zniszczyć złą krew”. Ilu się odważy na ucieczkę, wiedząc, że może tym samym skazać na śmierć wszystkich swoich najbliższych? Z wyjątkiem współmałżonka, bo paradoksalnie to nie jest rodzina, skoro nie łączy go ta sama krew.

Mój pełen podziw budzi ich wola przetrwania, niewiarygodna pracowitość i odwaga. Chylę czoła przed tymi, którym się udało uciec, współczuję Korei Południowej, która bierze na siebie główny ciężar uciekinierów przez coraz mniej szczelne granice. Mam nadzieję, że doczekamy upadku tego komunistycznego państwa, choć zapewne będzie to trudniejsze niż w przypadku jakiegokolwiek innego reżimu wcześniej.

Zdecydowanie warto przeczytać.

PS Zdjęcia prezentowane w książce można zobaczyć na Nothing to Envy.

Ocena Joan: 9/10

Ocena Joan: 9/10

Ten wpis został opublikowany w kategorii Przeczytane 2012 i oznaczony tagami , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *